Lubię nieprzewidywalność
Za każdym razem gdy wracam z podróży, to mam wrażenie, że jestem trochę innym człowiekiem. Lepszym człowiekiem. Może dlatego, że kiedy znajduję miejsca tak niezwykle piękne i mogę stanąć naprzeciw nich, chłonąć ich piękno, to ono we mnie zostaje. Wracam do Polski i czuję się bogatsza i lepsza. Za każdym razem kiedy wracam, to coś się zmienia w moim życiu. Wyjeżdżając czuję jakbym jechała po nowe życie.
fragment rozmowy z Beatą Pawlikowską – podróżniczką i dziennikarką
Skąd u Pani wzięła się pasja do podróżowania ?
Myślę, że trudno powiedzieć skąd bierze się pasja. Pasja to jest coś takiego co człowiek w sobie ma i za czym idzie. Nie tworzy tej pasji w sobie, tylko po prostu ją czuje. Kiedy byłam dzieckiem, mieszkałam w Koszalinie, w bloku na ósmym piętrze. Koszalin jest położony kilkanaście kilometrów od morza. Okna mojego pokoju, który dzieliłam z siostrą, wychodziły na zachód. Wieczorami, kiedy niebo było bardzo spokojne i czyste, to daleko, daleko było widać połyskujące morze. Stałam przy parapecie i wpatrywałam się w ten blask. Wyobrażałam sobie statki. Wyobrażałam sobie, że wsiadam na taki statek i płynę po oceanie. Docieram do bardzo dalekich lądów i witam się z tubylcami. Wącham egzotyczne kwiaty i jem tropikalne owoce. To niesamowicie poruszało moją wyobraźnię. Jako dziecko żyłam właściwie w świecie swojej wyobraźni. Uciekałam ze szkoły, chodziłam na wagary. Chcieli mnie nawet wyrzucić za zbyt dużą ilość godzin nieusprawiedliwionych. Ale ja tak naprawdę wcale tego nie planowałam. Rano normalnie wychodziłam z domu. W teczce miałam książki, zeszyty, odrobione zadania domowe. Wsiadałam do autobusu i jechałam do szkoły. Autobus przejeżdżał koło wielkiego parku ze starymi drzewami. To był przedostatni przystanek. W momencie kiedy otwierały się drzwi autobusu i widziałam tę wielką zieloność i drzewa, po prostu wyskakiwałam z autobusu. Nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Zamiast dojechać do szkoły, szłam do parku. Chodziłam, chłonęłam przyrodę, a później szłam do biblioteki wojewódzkiej, którą znalazłam tam między drzewami. W bibliotece była fonoteka, czyli takie miejsce gdzie siada się w fotelu, wybiera płytę, nakłada słuchawki i zanurza się w muzyce. Siedziałam tam przez cały dzień. Pisałam opowiadania i rysowałam. Ja prawie nie wiedziałam, że był stan wojenny, bo prawie w ogóle tego nie zauważyłam. Pamiętam tylko, że stało się w kolejce po buty. Stałam za tymi butami ze dwa tygodnie. Dla mnie świat realny właściwie nie istniał. Żyłam w muzyce, rysunkach i opowiadaniach. Wiedziałam, że będę pisać i podróżować.
c.d. rozmowy w książce "Życie jest podróżą"